Racjonalne Inwestowanie: aktywnie, pasywnie, a może jedno i drugie?

Pierwszą odsłonę cyklu Racjonalne Inwestowanie zakończyliśmy stwierdzeniem, że dywersyfikacja jest narzędziem, które pozwala nam dopasować ryzyko do poziomu swojej wiedzy oraz oczekiwanej stropy zwrotu. W drugim tekście będziemy kontynuować rozważania na temat doboru odpowiedniej metody inwestycyjnej.

Państwo nie zapewni nam godnego życia na emeryturze i nie jest to tylko problem Polski. Każdy powinien myśleć długoterminowo o zabezpieczeniu się na przyszłość, co wiąże się z odkładaniem i pomnażaniem pieniędzy. A z czasem powinna to być coraz większa kwota, która za kilkadziesiąt lat będzie realnym zabezpieczeniem. Nie znaczy to jednak, że każdy z nas musi to lubić i poświęcać cały wolny czas na naukę analizy sprawozdań finansowych i obserwację rynków. Może okazać się, że korzystniejsze finansowo będzie wzięcie nadgodzin w pracy niż próba zarobienia takiej samej kwoty na giełdzie. No i przede wszystkim, nadgodziny nie wiążą się z ryzykiem poniesienia straty.

– Podejdź do inwestowania jak do oszczędzania, a nie do spekulacji. Inwestowanie na giełdzie powinno przypominać strzyżenie trawnika, a nie urywki filmu Wilk z Wall Street. Pracujesz na co dzień w swoim zawodzie? Prawdopodobnie jesteś w tym dobry, więc na tym się skup, a na giełdzie inwestuj jedynie nadwyżki finansowe. Wybierz odpowiednio długi horyzont inwestycyjny, najlepiej kilkudziesięcioletni, emerytalny. Wówczas takie krachy jak ten z marca 2020 roku, czy z 2008 roku nie będą miały dla Ciebie znaczenia – radzi Michał Masłowski, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.

Na starcie warto zastanowić się, czy w ogóle nas to interesuje, ile mamy czasu na zajmowanie się zarządzaniem swoimi oszczędnościami, czy jesteśmy ekspertem w jakiejś dziedzinie i daje nam to przewagę na rynku oraz jaka jest nasza tolerancja na ryzyko. Zarządzanie portfelem nie może odbijać się na Twoim zdrowiu i relacjach z bliskimi.

– Nie inwestuj od razu wszystkiego. Bądź cierpliwy, okazje zawsze się pojawią. Dlatego tak ważne jest, by na początku przygody z akcjami nie rzucać się na głęboką wodę i nie inwestować wszystkich posiadanych środków. O wiele rozsądniej będzie patrzeć na to, jak faktycznie reagujemy na straty w portfelu. Czy budzą w nas niepokój, a może doprowadzają do ogromnej frustracji? Może myślimy o nich całymi dniami, mamy problemy ze snem. To możliwe nawet przy relatywnie niewielkich pieniądzach, bo ludzie po prostu nie lubią tracić. Ale już na tej podstawie będziemy mogli ocenić, czy jesteśmy gotowi na 5, 10, 15 czy więcej procent strat z transakcji i do tego dobrać własną strategię, plan działania, a nawet rodzaj spółek w portfelu – radzi Robert Kosowski, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska.

Zrób to sam lub zatrudnij specjalistę

W inwestowaniu jest tak jak w życiu. Można pokombinować i robić coś samodzielnie lub zaoszczędzić czas i skorzystać z czyjejś pomocy. Jeżeli lubisz majsterkować i masz do tego pewien talent, możesz podjąć ryzyko samodzielnego remontu mieszkania lub naprawy samochodu. Inwestujesz swój czas, ale jeżeli się na tym znasz, możesz zaoszczędzić parę złotych. No i jeżeli to lubisz, to dlaczego nie?

Drugą opcją jest powierzenie pracy fachowcom. Nie tracimy tyle czasu, ponosimy wyższe koszty, ale warto podkreślić, że nadal nie mamy 100-proc. gwarancji dobrze wykonanej pracy. To, że komuś płacimy, nie znaczy że na pewno wykona usługę dobrze i będziemy zadowoleni z efektu.

Podobnie jest z inwestowaniem. Wybieramy między samodzielnym inwestowaniem pieniędzy a powierzeniem zarządzania portfelem ekspertowi. Jedną z form takiej inwestycji jest zakup jednostek Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych (TFI). Do wyboru mamy fundusze specjalistyczne inwestujące np. tylko w akcje małych i średnich spółek, tylko w obligacje, czy tylko w surowce. Płacimy za próbę wybrania z rynku aktywów lepszych od średniej na bazie wiedzy zarządzającego. Wciąż należy jednak pamiętać o ryzyku – nie mamy pewności, że zarządzający na którego postawiliśmy wybierze odpowiednie aktywa i nie mamy gwarancji osiągnięcia zysku nawet na wzrostowym rynku.

– Nie ma łatwo zarobionych pieniędzy na rynku akcji. Aktywne inwestowanie to zwykle ciężka praca, w której cały czas się uczysz. Jeżeli więc nie masz czasu na naukę i zdobywanie doświadczenia, a chcesz inwestować nadwyżki finansowe, to zaufaj specjalistom, a sam zajmij się tym, co naprawdę Cię pochłania i przynosi czystą radość – radzi Marcin Kiepas, analityk Tickmill.

Na ciężką pracę wskazuje również Zbigniew Obara. W inwestowaniu aktywnym ważna jest świadomość obecności innych uczestników rynku, którzy dysponują często większą wiedzą i środkami. Są nimi między innymi zarządzający wspomnianymi TFI.

– Inwestując swoje pieniądze, konkurujemy o stopę zwrotu z doświadczonymi inwestorami indywidualnymi, instytucjonalnymi, bądź branżowymi, którzy dysponują sztabami analityków i z założenia większą wiedzą. Dlatego też nie należy liczyć na tzw. „złote strzały”, czyli że akcja mało znanej spółki, która w ostatnim czasie bardzo dynamicznie rosła na fali zapowiedzi jakiegoś intratnego biznesu albo wynalazku, będzie z równą dynamiką kontynuować wzrosty po zakupie jej akcji akurat przez nas – radzi Zbigniew Obara, menedżer ds. analiz z zespołu analiz i doradztwa Biura Maklerskiego Alior Banku.

Zaletą inwestycji w jednostki TFI jest oszczędność czasu, dywersyfikacja portfela i dostępność instrumentów, które nie są oferowane inwestorom indywidualnym. Wadą – stosunkowo wysokie koszty zarządzania, które zwykle nie są uzależnione od wyników.

W ostatnich latach w Polsce na popularności zyskuje inwestowanie pasywne. Nazwa może być myląca. Nie jest to metoda, która pozwala na pasywną postawę inwestora. W uproszczeniu polega na tym, że zamiast wybierać aktywa lepsze od rynku, kupujemy wszystkie oczekując wyników równych wynikowi rynkowemu. Eliminuje to ryzyko, że my lub zarządzający wybierzemy aktywa słabsze od średniej, a jednocześnie pozbawia nas szansy na wybranie tych lepszych. Jest to również rozwiązania tańsze, ponieważ brak konieczności analizy i wyboru aktywów pozawala na ograniczenie kosztów prowadzenia funduszu i oferowanie niższych opłat klientom.

– Więcej nie znaczy lepiej. Dziś na rynku znajdziemy tysiące instrumentów rozsiane na dziesiątkach różnych giełd. To wcale nie znaczy, że powinniśmy znać je wszystkie i z każdego korzystać. Zdecydowana większość inwestorów wyjdzie najlepiej na pasywnym lokowaniu pieniędzy w fundusze indeksowe oraz stabilne spółki dywidendowe – radzi Przemysław Gerschmann, doradca zarządu GPW.

Zaletą inwestowania pasywnego jest możliwość kupienia całego zestawu aktywów, co przy samodzielnym zakupie wiązałoby się z wysokimi kosztami transakcyjnymi. Policzmy to na przykładzie ETF na indeks mWIG40. Standardowa prowizja od zakupu akcji na polskiej giełdzie to 0,38 proc., ale nie mniej niż 3 zł. Minimalna wartość prowizji sprawia, że przy zakupie akcji za 100 zł, płacimy aż 3 proc. prowizji od zakupu i drugie tyle od sprzedaży. Aby nie przepłacać wartość pojedynczej transakcji powinna więc wynosić ok. 800 zł. Jeżeli chcielibyśmy samodzielnie kupić akcje 40 spółek wchodzących w skład tego indeksu, musielibyśmy dysponować kwotą 32 tys. zł. Tymczasem ETF odwzorowujący zachowanie indeksu możemy kupić za 800 zł, oszczędzając dodatkowo czas.

Taki rodzaj inwestycji wiąże się również z mniejszą liczbą transakcji i pokus dla inwestora. Poza brakiem planu, za straty w inwestowaniu aktywnym bardzo często odpowiada niekonsekwencja w realizacji wybranej strategii. Inwestowanie nierozłącznie wiąże się z ryzykiem straty, a strategia musi uwzględniać błędne decyzje. Niestety inwestorom trudno jest przyznać się do błędu i zamknąć pozycję przynoszącą straty, nawet jeżeli wcześniej to planowali. Z czasem perspektywa zmienia się, próbujemy tłumaczyć sobie że to tylko chwilowe spadki, a nawet dokupujemy więcej aktywów uśredniając cenę w dół.

Inaczej reagujemy, gdy kupujemy np. jednostki funduszu ETF, który naśladuje zachowanie czterdziestu spółek wchodzących w skład indeksu mWIG40. Wtedy nawet negatywne informacje oraz spadki kursu jednej ze spółek, tylko w ograniczonym stopniu wpływają na zmianę notowań całego indeksu. Sprawia to, że czujemy znacznie mniejszą presję na sprzedaż jednostki funduszu, w reakcji na informacje dotyczące jednego jej składnika.

Jeszcze mniej emocji wiąże się z inwestowaniem w zdywersyfikowany portfel złożony z aktywów w różnych częściach świata. Rośną również korzyści związane z kosztami transakcyjnymi. O ile zakup 40 spółek z indeksu mWIG40 jest zadaniem czasochłonnym i drogim, ale wykonalnym, to już zakup 500 spółek z amerykańskiego indeksu S&P 500 byłby dla polskiego inwestora niemożliwy. Tymczasem na polskiej giełdzie notowane są ETFy na ten indeks (a także na niemiecki DAX), które pozwalają na nabycie całego koszyka.

Inwestuj globalnie. Każdy zna powiedzenie o jajkach i koszyczku, ale koszyczki mogą być różne. Jednym z głównych błędów inwestorów jest nadmierne przekonanie, że skoro coś jest polskie, to wiedzą na ten temat więcej niż inni. Przez to nie dywersyfikują portfela geograficznie i zgrzytają zębami, gdy amerykańskie czy zachodnioeuropejskie indeksy rosną kilka razy szybciej niż warszawskie. Skoro masz cały majątek, nieruchomości, pracę opartą na złotym, spróbuj dodać do portfela coś niepolskiego. Tym bardziej że polski rynek ma około 1 promila udziału w globalnym, a złoty z reguły słabnie, gdy na światowych giełdach jest nerwowo. To naturalnie amortyzuje Twoje straty – radzi Przemysław  Barankiewicz, country manager Finax Poland.

Czy pasywne jest lepsze?

Kupując fundusz indeksowy oszczędzamy czas potrzebny na analizy, pieniądze na prowizje maklerskie, zapewniamy sobie dywersyfikację oraz ograniczamy dyskomfort psychiczny związany ze zmieniającymi się codziennie kursami akcji. Poza notowanymi na GPW ETF-ami na indeksy akcji, w różnych podmiotach możemy nabyć również ETF-y na inne klasy aktywów takie jak np. obligacje, czy surowce, a także zyskać ekspozycję na rynki zagraniczne. Czy to jednak lepsze rozwiązanie niż precyzyjna kontrola składu swojego portfela? Dla wielu inwestowanie pasywne będzie wystarczającym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać o tym, że świadomie godzimy się w ten sposób na wyniki równe rynkowej średniej.

– W inwestowaniu ważne są racjonalne oczekiwania co do stóp zwrotu – od początku należy przyjąć, że giełda to nie maszynka do zarabiania pieniędzy. Średnioroczna długoterminowa historyczna stopa zwrotu z indeksów giełdowych w zależności od rynków wynosi 7-10 proc. i to jest właśnie maksymalna wartość, której można się spodziewać. Od tego należy jeszcze odjąć koszty transakcyjne i podatki. Giełda nie oferuje, więc pieniędzy za darmo. Oczywiście zdarzają się lata, w których rynki mogą rosnąć po kilkadziesiąt procent, ale jest to raczej wyjątkiem niż regułą. Zdarzają się również lata, w których giełda notuje dwucyfrowe spadki. Szansą na wygenerowanie stopy zwrotu odmiennej od portfela rynkowego jest koncentracja wyłącznie na kilku lub nawet tylko jednej spółce, ale wówczas należy uwzględnić większe ryzyko utraty kapitału – radzi Zbigniew Obara, menedżer ds. analiz z zespołu analiz i doradztwa Biura Maklerskiego Alior Banku.

Należy również pamiętać o tym, że średnia rynkowa może być tak dodatnia, jak i ujemna. Tak jak wskazywałem w pierwszym tekście, wybierając odpowiednie klasy aktywów i liczbę składników możemy kontrolować ryzyko naszego portfela. Im ryzykowniejsze aktywa i większa koncentracja, tym większe ryzyko. W ślad za nim powinien podążać potencjał zysku. Zakup całego koszyka aktywów np. w postaci funduszu ETF może być prostszy i tańszy, ale nadal musimy wiedzieć co i kiedy kupić.

– Zakup funduszu indeksowego jest jedynie technicznym ułatwieniem. Kupujemy zestaw zamiast pojedynczych elementów, ale zakup paczki akcji 40 spółek nadal wiąże się z wysokim ryzykiem straty. Każdy musi znaleźć strategię dla siebie i swojej psychiki. Taką którą rozumie i chce się z nią utożsamiać. Wtedy przetrwa też osunięcia kapitału, które nie omijają również funduszy pasywnych – radzi Przemysław Staniszewski, analityk StockWatch.pl

Każdy powinien dopasować styl inwestowania do swoich umiejętności, zainteresowań, czy skłonności do ryzyka. Dla jednego będzie to nudne inwestowanie w portfel zdywersyfikowany pod względem klas aktywów i geograficznie, a dla kogoś innego wieloletnia nauka, analizy, spotkania ze spółkami i próba znalezienia perełek, które dadzą zarobić tysiące procent. Bardzo cenne może okazać się nasze doświadczenie zebrane w trakcie pracy zawodowej, które da nam przewagę w ocenie potencjału spółek z określonej branży.

– Warto połączyć inwestowanie ze swoimi pasjami, zainteresowaniami lub wykonywanym zawodem. Posiadając wiedzę z określonej dziedziny łatwiej jest poznać i zrozumieć działalność spółek o zbliżonym profilu. Inwestor zaznajomiony z mechanizmami rządzącymi w danej branży uzyskuje znaczną przewagę nad innymi uczestnikami rynku – radzi Piotr Teleon, prezes zarządu Prosper Capital Dom Maklerski SA.

Jak wybrać indywidualnie dopasowaną metodę inwestycji?

Żadna metoda inwestowania nie jest idealna i nie ma uniwersalnych rozwiązań. Niezależnie od tego, czy powierzamy pieniądze zarządzającemu w TFI, kupujemy fundusz indeksowy, czy precyzyjnie dobieramy każdy element naszego portfela, musimy znać podstawy działania rynków finansowych i mieć plan działania. Zakup akcji na początku bessy w każdym z opisanych powyżej modeli przyniesie stratę. Analogicznie w marcu 2020 r. nawet niedoświadczonym inwestorom udawało się wykręcić na rachunkach maklerskich imponujące stopy zwrotu. Znajomość różnych instrumentów daje jednak większą swobodę w konstruowaniu portfela. Nic nie stoi przecież na przeszkodzie, abyśmy np. na rynkach zagranicznych inwestowali pośrednio przez zdywersyfikowane fundusze TFI lub ETF, a na polskim rachunku maklerskim mieli możliwość podjęcia większego ryzyka poprzez zakup przecenionych akcji.

Podobnie jak w pierwszym tekście, nie dziwią odpowiedzialne wypowiedzi przedstawicieli różnych środowisk związanych z rynkiem, które ostrzegają przed ryzykiem, wskazują że inwestowanie aktywne i pokonanie rynku są trudne, rekomendują zachowanie zdrowego balansu między inwestowaniem i życiem prywatnym. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ cykl dotyczy racjonalnego podejścia do inwestowania. Podczas każdej hossy na rynku pojawiają się nowi guru, którzy przekonują że inwestowanie jest łatwe i nie wymaga wiele wysiłku. Wystarczy wykupić u nich subskrypcję, aby za rok być milionerem. Co ważne, przez pewien czas to działa i na rynek wchodzą kolejni inwestorzy zwabieni obietnicą szybkiego zysku. Impreza trwa do czasu, gdy rynki zaczynają cyklicznie spadać, a obietnice szybkich zysków zmieniają się w realne straty.

Tak było również w 2020 r. Paniczna wyprzedaż prowadzi do spadków cen praktycznie wszystkich aktywów. W 2020 r. inwestorzy obawiali się, że pandemia utrudni sprzedaż produktów i usług, co odbije się na zyskach firm. Niższe zyski lub straty przekładają się na ceny akcji, a także na zdolność do spłaty obligacji i kredytów. Ograniczenia w transporcie i podróżach doprowadziły również do znacznego spadku popytu na surowce takie jak ropa.

To czas, gdy zwracają się inwestycje w wiedzę. Doświadczeni inwestorzy kupowali wtedy tanio akcje wypatrzonych wcześniej firm z ciekawym biznesem, potencjałem rozwoju, czy niskim zadłużeniem. Szybko okazało się, że część firm nie tylko nie straci na pandemii, ale będzie jej beneficjentem.

Warto znać mechanizmy rynkowe i być gotowym na takie sytuacje. Pozwala to podjąć racjonalną decyzję o szybkim cięciu strat na aktywach dotkniętych nagłym wydarzeniem lub pozostawieniu otwartej pozycji w aktywach, które tracą na wartości jedynie w wyniku paniki.

– Jakie cechy powinien posiadać inwestor? Największym aktywem inwestora jest cierpliwość. Niezbędne są dyscyplina, konsekwencja i niezależność myślenia. Rynki podlegają licznym wahaniom. Nie należy dokonywać częstych i podyktowanych emocjami zmian w portfelu inwestycyjnym – dodaje Piotr Teleon.